Kiedy już minął akademicki kwadrans oczekiwania nie pozostało mi nic innego, jak wykonać krok, który zazwyczaj się w takich sytuacjach odbywa, czyli po prostu pójść do domu, bez dalszego oczekiwania. Jak się można tylko domyślać bez żadnego żalu, że ten ktoś nie przyszedł. I tutaj muszę przyznać, że w tamtych czasach, w których nie było możliwości szybkiego skontaktowania się w czasie oczekiwania na kogoś było rzeczą najzupełniej normalną, że po 15 minutach szło się dalej swoją drogą. Wydawać by się mogło, że nikt do nikogo nie miał pretensji. Stosunki, relacje międzyludzkie były chyba na jakimś wyższym poziomie, bo w dzisiejszych czasach już byłby telefon w tej sprawie, wiadomość tekstowa, a być może i jakieś pretensje skierowane wobec osoby, która po 15 minutach albo i szybciej z jakichś powodów do nas nie przychodzi.